Po szybkim śniadanku pożegnałyśmy się z plażą przy campingu i ruszyłyśmy w drogę.
Jechałyśmy wzdłuż wybrzeża i zatrzymywałyśmy się w interesujących miejscach. Pierwszym z nich była playa de la Lanzada. Długa na 2 km, szeroka, super fale- tylko woda tak zimna, że zamrażała myśli. Zdołałam jedynie przez chwilę poskakać przez fale (M.), Ania spasowała.
Potem jadąc drogą na Illa de Arausa zobaczyłyśmy ludzi zbierających coś ze skał. Zaciekawione podjechałyśmy bliżej. Okazało się że to zbieracze małży.
Widoki na trasie były śliczne, choć miasta wcale nam się nie podobały. Nieciekawa architektura, szaro i nijako.
Po drodze zjadłyśmy sobie lody
Z punktu widokowego zobaczyłyśmy niesamowitą panoramę jednej z Ria.
Przy domach w każdej miejscowości stały takie domki. Czy wie ktoś co to jest?
Namiot rozbiłyśmy w okolicy Muros i poszłyśmy na obiad do miasta. Polecamy papryczki z Padron (przepyszne) i pulpo (czyli ośmiornica).
Muros to jedyne miasteczko na dzisiejszej trasie, które nam się spodobało - małe domki na zboczu, wąskie uliczki - urocze.
Ten "kościółek" na palach, to nic innego jak spiżarnia. tradycyjnie tak właśnie przechowywali żarcie. Gdzieniegdzie stosowane do dziś.
OdpowiedzUsuńWreszcie zdjęcia z przewagą słoneczka ;).
OdpowiedzUsuńPieknie i slonecznie dzisiaj u WAS :))) - chyba nasze dziewczynki sa zadowlone :))) - A dokąd teraz ????
OdpowiedzUsuń